Dziergonomia stosowana

„Jest zima, to musi być zimno”

To wiadomo. W każdym razie powinno być zimno, a jeśli zbyt długo nie jest zimno, to człowiek (mam na myśli siebie) zaczyna za tym zimnem tęsknić. Nie chodzi o przejmujące lodem wiatry, których nie lubię, ale o mróz, który poszczypie w policzki, niech nawet czasem przymrozi mózg (ja tak mam: kiedy jest już strasznie zimno, mam wrażenie, że moje zwoje zamarzają, a myślenia wystarcza mi tylko na poszukiwanie schronienia przez zimnem, choć może to już nie jest myślenie, tylko instynkt samozachowawczy).  Ale przy okazji zaświeci czasem słońce, które rozjaśnia zimowy świat, że aż razi w oczy blaskiem chrupiącego pod stopami śniegu. Ach zimo, prawdziwa, zimna, zimowa zimo ze śniegiem, jak mało cię ostatnio widuję i doświadczam!

IMG_8721.JPG
To dowód na to, że ją w tym roku widziałam na żywo, oczywiście zdjęcie jest tylko namiastką pięknego widoku, który miałam przed sobą

A jednak, czasem jedno popołudnie potrafi zmienić burą rzeczywistość we wspaniałą krainę śniegu. Wielkie płatki śniegu powoli i spokojnie opadają na ziemię i nie ważne, że to chodnik i trzeba sobie ścieżkę wydeptać, albo że jezdnia i już pojazdów nie wystarcza, żeby ten śnieg rozjeździć. Zarówno przechodnie, jak i kierowcy muszą zwolnić, kiedy zapanuje natura. Śnieg wycisza wszelkie hałasy. Uroczo wygląda na tym tle rowerzysta, który rano wybrał się do pracy swoim jednośladem, sunąc zapewne po czarnej nawierzchni, a późnym popołudniem wraca po ubitym już przez auta śniegu (bo że poza miastem rowerzysta się wybrał po śniegu, to normalne, w mieście, z uwagi na szerszą ofertę komunikacyjną, nie jest to powszechne zjawisko). Nie zdarzyło mi się oglądać scen z prowadzeniem roweru, sama z resztą po śniegu jeździłam. Z mojego okna nie widać dzieci lepiących bałwanki lub igloo, ale tej zimy po dużych opadach śniegu spotkałam bałwana, który miał chyba ze 2 metry na wysokość, a najniższa kula była pewnie toczona przez kilka osób – imponujące dzieło.

I właśnie wtedy, gdy spadnie śnieg i chwyci mróz, dostaję (a konkretnie raz się to zdarzyło) wiadomość sms od koleżanki, takiej mniej więcej treści: „Czy nie wydziergałabyś może pary rękawic dla jednego chudego Hindusa, który nie umie się ubrać na mróz?” A jakże, wydziergałabym z radością! Tylko, żeby to było szybko, bez pomiarów, to będą tzw. rękawiczki z jednym palcem (czyli z oddzielonym tylko kciukiem) i z jakiejś włóczki, którą mam. Wyciągnęłam z pudła to, co wydało mi się najlepsze (poza mohairem, którego mężczyzna mógłby nie chcieć nosić nawet pomimo ciepła, które mohair zapewnia): Czterdziestkę z Arelanu (czy tak się to odmienia?) w kolorze grafitowym, dodałam do niej czarną wełnę, bezimienną, ale bardzo grzejącą, bo to miały być bardzo ciepłe rękawiczki. Jest tam coś jeszcze, chyba cienkie szare merino z akrylem, ale teraz już nie pamiętam czy na pewno to. W dwa dni powstały szybkie rękawiczki, ciasno przerabiane, żeby wiatr zimny miał mniejsze szanse przedostania się przez nie (chciałam napisać „przezeń”, ale to się chyba odnosi do liczby pojedynczej, więc musiałam zrezygnować). Oto one: dziergane na oko, przymierzane do dłoni Męża mego (zawsze to większa szansa trafienia z rozmiarem, niż gdybym mierzyła do swojej). Fotografowane późnym wieczorem, bo zaraz potem przekazałam je koleżance, która zapotrzebowanie zgłosiła, ale za to w warunkach dla rękawiczek stworzonych – na śniegu.

IMG_8664

Oraz bez śniegu:IMG_8669

Skoro już jestem przy wyrobach o charakterze ocieplających, za jednym zamachem przestawiam skarpetki i podkolanówki, które zrobiłam dla siebie, bo mi stopy marzną, a ciepłych skarpetek mam niewiele. Te są grube i powstały w ramach wyrabiania zalegających włóczek. Na pierwszy rzut oka widać, do jakiego stopnia były to resztki – sztukowane bez głębszego namysłu, aby tylko mniej więcej do siebie pasowały. Z resztą, to nie jest odzież wyjściowo-świąteczna, więc może być trochę szurnięta 🙂 .

IMG_8733

Jeżeli chodzi o podkolanówki, Mąż mój powiedział, że kiedy je zobaczył, myślał, że to będą od dwóch różnych par. No więc nie, to jest jedna para.

IMG_8741

IMG_8739

Piętę w podkolanówkach zrobiłam według wzoru Wendy D. Johnson, ale powiem szczerze, że nie wpadłam w szał. Łączenie pięty z resztą skarpetki po zakończeniu rzędów skróconych jest bardzo widoczne, jakbym tam nie wiem ile nitek włóczki razem przerabiała. Możliwe, że jest to spowodowane grubością włóczki, że przy cieńszej wyglądało by to bardziej estetycznie – tak mi się widzi, kiedy oglądam realizacje u innych dziewiarek. Wzoru nie skreślam, bo w sumie prezentuje dość ciekawe podejście do kształtowania pięty, ale następnym razem wykorzystam go przy cieńszej nitce.

We wszystkich powyższych wyrobach oczka zamykałam po włosku – uwielbiam tę metodę.

Mam jeszcze prawie gotowe dwie czapki i chustę, ale po pierwsze: czapki są przed praniem i kształtowaniem (mam wrażenie, że potrzebują jednego i drugiego), a chusta przed blokowaniem (czeka już ponad dwa tygodnie…). To do następnego spotkania! Ja idę do kuchni szykować ciasto na chleb.

A na koniec jeszcze trochę tegorocznej zimy.

IMG_8723

 

Jedna myśl w temacie “„Jest zima, to musi być zimno”

Dodaj komentarz